„Uprawianie ogrodu jest najbardziej terapeutyczną i buntowniczą rzeczą, jaką można zrobić, zwłaszcza w środku miasta. No i ma się z tego truskawki… ”

„W państwach Europy Zachodniej i w USA rozpowszechnia się filozofia Slow Life & Garden, w myśl której drogą do długiego, spokojnego i szczęśliwego życia jest zaprzestanie sprzeciwiania się naturze i jej prawom. Wiąże się to przede wszystkim ze zmianą stylu życia i przyjęciem innych priorytetów życiowych. W miejsce stresu, zaganiania, pogoni za pracą i pieniędzmi powinno wejść spokojne życie prowadzone w oddaleniu od miejskiego zgiełku – na wsi, na łonie przyrody, zgodnie z prawami natury. Niezwykle ważną rolę odgrywa w tym przypadku również właściwy sposób odżywiania – zdrowe jedzenie przygotowane z naturalnych rodzimych produktów…” (slowlifegarden.pl)

Jak można było zauważyć na targach Slow Market, w wielkomiejskim życiu „slow” przejawia się przede wszystkim w przywiązaniu do ręcznej, niskonakładowej produkcji – zarówno rzeczy użytkowych (mebli, ubrań, biżuterii), jak i produktów spożywczych. Mamy nadzieję, że swoim udziałem zwróciliśmy uwagę również na tę bardziej „naturalną” stronę.

Bo „slow” to też ucieczka z miasta (choćby na chwilę!), wyciszająca praca w ogrodzie i uprawa własnej, zdrowej żywności. Może następnym razem obok SlowFashion, SlowDesign i SlowFood, równie znaczące miejsce na mapie targów zajmie strefa SlowGrowYourOwn… Czyż to nie brzmi pięknie?

„Zrozum, dzisiaj społeczeństwo, w którym żyjesz, wiele może pojąć poprzez obcowanie z roślinami hodowanymi w ogródkach działkowych. Właśnie w ogródkach, gdzie znasz każdą sadzonkę na swojej działce, a nie pozbawionych indywidualności, ogromnych polach, po których pełzają potworne i bezmyślne maszyny. Ludzie lepiej się czują, pracując w ogródkach, wielu to przedłużyło życie. Stają się bardziej życzliwi. Właśnie działkowicze mogą przyczynić się do uświadomienia sobie przez społeczeństwo zgubnego charakteru technokratycznej drogi rozwoju” (Anastazja, Władimir Megre)

Jako dziecko miałem „do wyboru” dwie działki…
Jedną leśną. Babcia M. miała tam mały ogródek, z którego pamiętam przede wszystkim wielkie liście rabarbaru, słodkie poziomki i szczypiorek do posypania pomidorów na kanapce. I wieczorne podlewanie wężem, pod ostrzałem komarów. Ale grządka nie była tam najważniejsza. Dla mnie ważniejszy był hamak zawieszony między wysokimi sosnami, badminton na polanie za bramą, ciastka z dżemem i herbata na tarasie.

Wciąż mamy w sobie przekonanie że albo wygląd albo jakość i użyteczność. Ciężko przebić się przez ten stereotyp, wielu wciąż wydaje się że solidne i wygodne narzędzia ogrodowe powinny mieć surowy i toporny wygląd. Nic bardziej mylnego!